Nigdy nie lubiłam kosmetyków takich firm jak np. AA czy Lirene. Zwłaszcza podkłady, które zawsze miały swoje specjalne szafy w Rossmanie budziły we mnie niechęć. Wszystkie wydawały się takie nijakie, za ciemne a ich niska cena nigdy nie zachęcała mnie do ich zakupu. Największą niechęć żywiłam do marki Soraya, choć nigdy nie miałam nic z ich asortymentu. Za tytułową Bielendą również nie przepadałam, ponieważ od razu kojarzyłam ją z tymi drogeryjnymi markami-koszmarkami. Kiedy dostałam do przetestowania ten podkład, byłam od razu przekonana, że nic z tego nie będzie. Jesteście ciekawe, jakie relacje są teraz między nami? :)
Opakowanie to standardowa tubka, którą, po wstępnym wykończeniu podkładu, możemy przeciąć, aby móc dalej używać kosmetyku. Robię tak w przypadku każdego innego kosmetyku, który jest w tubce. Balsamy, kremy do rąk, szampony - wszystko rozcinam, aby mieć pewność, że wykończyłam produkt w 100% do końca. W ten sposób nie marnuję kosmetyku i nie wyrzucam części pieniędzy, przeznaczonej na niego, do kosza. Podkład nie wylewa się, gdy stoi na nakrętce. Napisy się nie ścierają, za co duży plus, wiecie, jak bardzo tego nie lubię.
Kolor, mimo iż najjaśniejszy, jest na mnie za ciemny. Po wakacjach byłam opalona i tylko on, jakio jedyny mój podkład, odpowiadał mi kolorystycznie. Nie powiedziałabym, że jest to podkład lekki mimo iż, konsystencją przypomina mi mus. Bardzo dobrze kryje zaczerwienienia i zastyga na twarzy na mat. Cienkimi warstwami można budować krycie, jednak łatwo też przesadzić, wtedy wygląda na skórze sucho i ciężko, jak tzw "tapeta". Bez przypudrowania nie mam pojęcia, ile utrzymuje się mat. Ja zawsze dla pewności wolę się przypudrować, wtedy zaczynam się świecić po 2 godzinach. W moim przypadku jest to standard - jeszcze żaden podkład, ani puder nie zdołały utrzymać na mojej skórze matu na więcej niż 2-3 godziny.
Zaczerwienienia zaczynają przebijać po ok 5-6 godzinach. Nawet w cieplejsze dni podkład trzymał się na buzi, jedyne poprawki, jakie wtedy wykonywałam to ściąganie sebum oraz pudrowanie twarzy. Gdyby nie uboga kolorystyka, jestem pewna, że używałabym go również w ciągu roku. Rano po prostu nie mam czasu na mieszanie podkładów.
Porównanie kolorystyczne: u góry Catrice All Matte Plus 010, na dole Bielenda MAKE-UP ACADEMIE 1 - naturalny
♥ Catrice All Matte Plus - recenzja
♥ Krem CC z Eveline - recenzja
Słyszałyście o tym podkładzie? Skusiłyście się na niego?
Mieszkam za granicą i przyznam, że kosmetyki wymienionych marek naprawdę są mi mało znane.
OdpowiedzUsuńAle za to masz pewnie dostęp do innych fajnych kosmetyków :)
Usuńmam ten podkład, u mnie wpada troszkę za bardzo w różowe tony...
OdpowiedzUsuńMoże to zależy od egzemplarza? Nie słyszałam, żeby komukolwiek on wpadał w róż..
UsuńDla mnie nr 1 był za ciemny już w wakacje niestety i jeszcze dodatkowo ciemniał, dlatego oddałam go kuzynce ;)
OdpowiedzUsuńMnie on nie ciemnieje, na szczęście!
UsuńZastanawiałam się nad nim ostatnio przy okazji promocji w Rossmannie i bardzo dobrze, że się na niego nie skusiłam bo byłby dla mnie stanowczo za ciemny :)
OdpowiedzUsuńNiestety, uboga gama kolorystyczna nie zachęca :(
Usuńzdecydowania wolę rozświetlenie i używam kremu bb ;)
OdpowiedzUsuńPorcelainDesire
Masz jakiś sprawdzony BB?
UsuńMiałam go, niestety bardzo brzydko wyglądał u mnnie na twarzy :(
OdpowiedzUsuńA próbowałaś nakładać go gąbeczką?
UsuńBardzo lubię ten podkład, mam już 2 czy nawet 3 opakowanie :)
OdpowiedzUsuńJaki numerek? :)
UsuńNie znam tego podkładu. :)
OdpowiedzUsuńSporo pozytywów o nim czytałam, a jednak taki średniak. Kolor baardzo ciemny, rzeczywiście.
OdpowiedzUsuń